środa, 29 stycznia 2014

Odcinek 18:

Odpowiedzi do komentarzy:

Kate: Szczerze powiedziawszy, chciałam mieć jakiś szablon związany z TH, gorzej z jego znalezieniem xD Nie mogę znaleźć żadnej czynnej szablonarni, która na 100% podejmie się tego zadania, a gdy jakaś już jest… To niestety… Ale w grę wchodzi losowanie, a zamówień jest naprawdę sporo, więc nawet nie próbuję :P A sama nie potrafię zrobić jakiegoś sensownego szablonu, próbowałam i wyszły prędzej jakieś karykatury, a nie coś co można pokazać światu :)
Ekipa DSDS była faktycznie 6 dni na Karaibach – tego faktu nie wymyśliłam niestety. Na samym początku miałam pomysł, aby akcja trwała przez cały ich pobyt , ale rozwój wypadków mi nie pozwolił i musiałam troszeczkę podkoloryzować… Albo i nie? Może zostanie te 6 dni?
Ana: Więc…. Zrobiłam to specjalnie. Bill wyjedzie i… co dalej? :D
Vergessen Engel: Hahaha ten pomysł z ciążą nie jest taki zły xD Zobaczę co da się zrobić ;)
Tomuśka: Przepraszam i obiecuję następnym razem będę targać Cię za włosy :D Po prostu nie chciałam być zbyt nachalna. Wiesz, lepiej się nie dopominać niż potem mają mówić ,,Eh, znowu ona! Czego tym razem chce?’’
I oczywiście wpadnę na blog twojej koleżanki!

Więc… troszeczkę się rozpisałam…. I zapraszam na nowy odcinek. Troszeczkę się w nim podziało o.O
Dedykacja dla…. KATE!

P.S. Przeczytaj pogrubiony tekst na końcu odcinka!!!

***********


     Żółtawe światło raziło mnie w oczy. Zasłoniłam je ręką, a po chwili moc żarówki odrobinę się zmniejszyła. Zamrugałam kilka razy, odganiając kolorowe plamki i przyzwyczajając wzrok do ciemności jaka panowała w pomieszczeniu.
     Przede mną stał wysoki mężczyzna. Ręce miał założone na piersi, a nogi skrzyżowane w kostkach. Jednym bokiem opierał się o krawędź brązowego biurka, za którym siedział kolejny mężczyzna. W rękach trzymał kartki i długopis. Oboje uważnie mnie obserwowali.
- Dobrze, Taylor. Może nam opowiesz o tym co się stało?- Zapytał policjant stojący obok mnie. Zamrugałam oczami. Czy nie można mnie było przesłuchać w jakiś… dogodniejszych warunkach? Czuję się jak w jednym z odcinków CSI: Kryminalne zagadki…, kiedy przesłuchiwali kogoś podejrzewanego o zabójstwo.
-Powiedziałam już wszystko.- Mruknęłam zagryzając wargę. O wiele lepiej bym się czuła, gdyby Bill był obok mnie. Kazali mu zostać na korytarzu, bo nie jest wmieszany w sprawę.
-Ale mimo to, chcemy usłyszeć to jeszcze raz- Na twarzy policjanta pojawił się nieśmiały uśmieszek. Pokręciłam głową i westchnęłam. Ile razy będę musiała to dzisiaj powtarzać?!
- Mój były chłopak, Sean pobił mnie na plaży… Starczy?- Warknęłam. Byłam już zmęczona. To była któraś z kolei godzina przesłuchań.- Mogę już iść do domu?
-Nie. –Odpowiedział mężczyzna zza biurka- Opowiedz nam wszystko po kolei, musimy sporządzić protokół…
-To wy go jeszcze nie macie?- Zawołałam z niedowierzaniem.- Przesłuchujecie mnie już kilka godzin! Miałam złożyć tylko zeznania w sprawie pobicia, a wy traktujecie mnie jak kryminalistę!
-Proszę zachować spokój!- Uśmiechnął się stojący policjant- Im szybciej nam opowiesz o tym co się stało, tym szybciej wyjdziesz do domu.
     Zacisnęłam dłonie w pięści. Miałam już tego wszystkiego dość. Ile razy można powtarzać jednego dnia to samo?!
     Odetchnęłam głęboko. Ostatni raz się powtarzam. Koniec.
-Byłam w klubie, gdzie co wieczór mam występ. Śpiewam- Dodałam szybko widząc, jak policjant otwiera usta- Potem przyszedł Sean, który wyprowadził mnie z budynku. Zaczęliśmy się kłócić i wtedy on… podniósł rękę i mnie uderzył. Zaczęłam uciekać w stronę domu mojego taty, gdzie byli wszyscy Jurorzy DSDS. Usłyszeli mój krzyk, więc wybiegli przed dom. Bill strącił ze mnie Seana, a potem zabrał mnie do domu. Koniec.
     Siedziałam w milczeniu. W pokoju można było usłyszeć tylko szuranie pióra po papierze, oraz szelest kartki. Po chwili policjant, który spisywał zeznania, odłożył jedna kartkę i chwycił drugą.
-Twoje imię i nazwisko?
     Przewróciłam oczami. Ile to jeszcze potrwa?!
-Taylor Shay.
-Data urodzenia?
- 5 czerwca 1996rok
-Wiek?
     Sapnęłam. Czy oni nie mogą tego obliczyć?!
-17 lat
-Miejsce zamieszkania?
- Denstreed* 23 Willemstad
- Stan cywilny?
     Znieruchomiałam. Czy on robi sobie ze mnie jaja?
     Policjant spojrzał na mnie, gdy nie odpowiedziałam.
-Stan cywilny?- Powtórzył, patrząc na mnie nagląco.
-Pan na serio, pyta?- Zawołałam przekrzywiając głowę. Jacy kretyni tutaj muszą pracować!
-Tak. Zdziwiłabyś się, gdybyś się dowiedziała o tym ile siedemnastolatek jest już zamężnych… Więc? Twój stan cywilny?
- Panna- Mruknęłam. – Zmarszczył brwi- Nie, nie mam TERAZ chłopaka- Z Seanem już nie byłam, a Bill… Nie poprosił mnie o chodzenie, więc równie mogę powiedzieć, że jestem sama.
- Typ zeznań?
     Pokręciłam głową. Skąd ja mam to wiedzieć?
-Oskarżenie- Wybawił mnie drugi policjant. Miałam serdecznie dość komisariatu. I policjantów.
-Proszę tutaj podpisać…- Mruknął mężczyzna podsuwając mi kartkę z zaznaczonym miejscem do podpisu. Szybko chwyciłam długopis, chcąc jak najszybciej stąd wyjść. Odsunęłam od siebie kartkę i westchnęłam cicho.
-Dziękuję, to wszystko. Możesz iść.- Usłyszałam i zerwałam się z krzesła. Podeszłam do drzwi i chwilę później oparłam się o ścianę koło nich zostawiając za sobą ciemne pomieszczenie.
-Taylor! – Otworzyłam oczy i ujrzałam idącego w moją stronę Billa. Po kilku sekundach stał obok mnie i mocno trzymał. Chyba widział jaka jestem blada. – Wszystko w porządku?
     Skinęłam głową i zaczęłam iść w kierunku wyjścia. Chciałam już stąd wyjść.

********************
     Z głośnym westchnięciem padłam na kanapę w domu mojego taty. Chwilę później poczułam obok siebie drugie ciało.
-Aż tak źle?- Zapytał blondyn.
-Powtarzaj kilka razy tą samą wersję… Oszalejesz- Mruknęłam kładąc głowę na jego ramieniu.
- Spisali wszystko?
     Skinęłam głową. Nie chciałam wracać myślami do komendy policji. Wolałam odpocząć.
     Błogą ciszę przerwał telefon chłopaka wydający niemiły dźwięk dla ucha. Skrzywiłam się i odsunęłam od Billa pozwalając mu, aby na spokojnie odebrał telefon. Spojrzał na ekran i zmarszczył brwi.
-Tak, Tom?- Rzucił bawiąc się moimi włosami. Uśmiechnęłam się i ponownie przywarłam do chłopaka- tym razem do jego klatki piersiowej. Nie musiałam długo czekać, aż chłopak mocno mnie objął.- Tak, jesteśmy w domu Dietera, a co?
     Przekrzywiłam głowę wsłuchując się w rozmowę Kaulitzów. Po co dzwoni Tom?
-CO?!- Zawołał nagle Bill podnosząc się szybko. Nerwowo zaczął chodzić po salonie zataczając kółka wokół stolika. – Ale jak to? Przecież mieliśmy zostać jeszcze kilka dni! Niech nie zmieniają nagle planów, bo nikt nie będzie na to gotowy!
     Zamrugałam oczami. Zmieniono plany? Jakie plany?
- Przecież można coś zrobić, wątpię, żeby uczestnicy się na to zgodzili… Jak to, oni byli poinformowani o wszystkim?!- Twarz Billa wyrażała zaskoczenie pomieszane z wściekłością. Co jest grane?- Czyli wyjeżdżamy dzisiaj?- Mówiąc to blondyn niepewnie spojrzał w moim kierunku. Czułam jak moja twarz blednie.
     Nie. Bill nie może teraz wyjechać! Przecież… Dopiero jesteśmy ‘’razem’’ a teraz mamy… się rozstać?! Nie, nie, nie!
- Rozumiem- Opuścił z zrezygnowaniem ręce i westchnął. – Jasne, będę gotowy. Dzięki Tom.
     Pokręciłam głową. Nie… Proszę, nie! Niech to nie będzie prawda…
-Wyjeżdżasz…?- Pytanie zawisło między nami. Blondyn niepewnie zerknął na moją twarz i podszedł do mnie. Chwycił za ramiona i zajrzał głęboko w oczy.
-RTL zmieniło plany. Uznali, że wszystko jest już nagrane i dzisiaj wylatujemy…- Moje oczy zaszły łzami. Ledwie mogłam tak naprawdę pobyć z kimś, kto był dla mnie ważny, a teraz mamy się rozstać?!- Tay… Nie płacz.- Przytulił mnie. Z moich ust wydobył się cichy szloch- Ej… Będę dzwonił, pisał… Tay… Tay spójrz na mnie- Niepewnie podniosłam głowę i zerknęłam na blondyna.- Nie zapomnę o tobie. Nigdy- Schylił się i delikatnie musnął moje usta.
     Przywarłam do niego chcąc zatrzymać go jak najdłużej. Nie chcę się z nim rozstawać. Nie dzisiaj…
     Bill delikatnie naparł na mnie i opadłam na kanapę. Chłopak całym ciałem leżał na mnie, jedną ręką trzymając pod moją głową, a drugą zaciskając na moim T-Shircie. Z moich oczu nadal płynęły łzy, więc po chwili czułam jak blondyn je scałowuje. Chwyciłam jego koszulę i mocniej do siebie przyciągnęłam. Między nami nie było już ani milimetra wolnej przestrzeni…
     Gdy chłopak na chwilę odsunął się ode mnie, zerknęłam na jego twarz. Była… smutna. On tak samo jak ja musiał przeżywać to co się działo w tej chwili.
-Bill- Szepnęłam obejmując jego twarz.- Kocham cię…
     Chłopak nachylił się i złożył pocałunek na moim czole. Chwile później usłyszałam:
-Ja też, cię kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo…

***********

     Przedzieraliśmy się przez gęsty las, trzymając za ręce. Skoro to miał być nasz ostatni spędzony dzień razem, chciałam, żeby Bill na zawsze go zapamiętał.
     Jakimś cudem udało mi się go wyciągnąć z domu mojego taty i przekonać go, że w lesie nic mu się nie stanie. Ten człowiek całkowicie nie znosił natury!
     Mieliśmy tylko kilka godzin do wylotu. Tom obiecał, że spakuje walizki brata, żebyśmy mogli się sobą nacieszyć. W myślach cały czas byłam przy naszych pocałunkach. Do niczego nie doszło. Ani on, a ni ja nie chcieliśmy tego tak skończyć. Oboje wiedzieliśmy, że nie jesteśmy na to gotowi, i mimo wszystko za mało się znamy.
     Minęłam kamień, gdzie często przesiadywałam z Arią i wyszłam z Billem na wielki klif, skąd można było zobaczyć całe miasteczko i ocean. Zatrzymałam się i zerknęłam na chłopaka.
     Rozglądał się dookoła oniemiały. Chyba nie sądził, że mogło tutaj być takie miejsce. Nikt o nim nie wiedział, oprócz mnie i Arii. No i teraz Billa.
-Podoba ci się?- Zapytałam siadając na ziemi i patrząc na horyzont.
-Tutaj jest… przepięknie- Usłyszałam i mimowolnie się uśmiechnęłam.- Jak znalazłaś to miejsce?- Zapytał siadając obok mnie i obejmując ramieniem.
      Mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.

,,-Raz, dwa, trzy, cztery…- Usłyszałam głośny głos Arii, na którą przypadło kolej liczenia. Ja i inne dzieci bawiłyśmy się w chowanego, dlatego teraz wszyscy się rozbiegli. Nie oglądając się na nikogo, wbiegłam do lasu, będąc przekonana, że to tam znajdę najlepszą kryjówkę.
     Mijałam duże drzewa, krzaczki, rzeczki, ale nadal szłam przed siebie. Coś mnie ciągnęło w głąb lasu. W pewnym momencie zatrzymałam się i nadsłuchiwałam…. Z oddali nie dobiegało do mnie nic. Nawet odgłosy liczenia Arii. To oznaczało jedno: Jestem daleko od nich.
     Uśmiechnęłam się. Teraz miałam stuprocentową pewność, że mnie nie znajdą. Odwróciłam się i poszłam przed siebie zagłębiając się bardziej w las.
     Po kilku krokach, zmęczona oparłam się o kamień, który stał na poboczu. Odetchnęłam głęboko i poszłam dalej. Po chwili drzewa zaczęły się przerzedzać, a ja weszłam na obrośnięty trawą klif. Rozejrzałam się dookoła i zaniemówiłam. Tutaj było przepięknie.
     Usiadłam na środku i wpatrywałam się w horyzont. Nareszcie czułam się… wolna i szczęśliwa. To miejsce było inne niż wszystkie mi znane. W tamtych panował ciągły ruch, a tutaj spokój i harmonia.
     Zamknęłam oczy pozwalając słońcu, aby oblał mnie swoimi promieniami. Było tak spokojnie…
Po jakimś czasie usłyszałam jak coś wychodzi z lasu za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam malutkiego lisa. Stanął na krańcu i spojrzał na mnie, jakby nie spodziewał się tutaj nikogo zobaczyć.
-Chodź, do mnie…- Powiedziałam powoli wyciągając rękę w kierunku zwierzątka. Cofnęło się kilka kroków i pobiegło w las.
     Ponownie odwróciłam się w kierunku słońca i zamknęłam oczy. Miałam gdzieś zabawę w chowanego. Leżenie tutaj było o wiele lepsze niż ganianie za innymi.
     Nie wiem ile spędziłam tam czasu, ale gdy wyszłam z lasu słońce było już za horyzontem. W podskokach pobiegłam do domu, gdzie czekała na mnie już mama. Gdy tylko mnie zobaczyła odetchnęła z ulgą.
-Taylor- Zawołała podbiegając do mnie. – Tak bardzo się o ciebie martwiłam… Aria powiedziała, że bawiliście się w chowanego, ale nie mogła cię znaleźć…
- Tak, schowałam się w lesie- Mruknęłam zaglądając poza ramieniem mamy do kuchni. Chyba czułam pączki…
-Nigdy więcej tak nas nie strasz, dobrze? Myślałam, że cię już nie znajdą!- Mama mocno mnie przytuliła i zaprowadziła do kuchni. Mój węch mnie nie zawiódł. W kuchni faktycznie były pączki.
-Jedz, Tay, a potem spać!
     Skinęłam głową i chwyciłam ciepłe ciasto…’’

     Zamrugałam oczami. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że opowiadam tę historię na głos. Zerknęłam na twarz Billa. Był rozmarzony. Po chwili wybuchł śmiechem.
-Co cię tak bawi?- Zapytałam marszcząc brwi.
- Wyobraziłem sobie ciebie jako małą dziewczynkę. No wiesz- Pokręcił głową patrząc na mnie z błyskiem w oku- Ubrana w różową sukienkę, z dwoma kucykami przewiązane różową wstążką i trzymająca w dłoni kolorowego lizaka….
     Spróbowałam to sobie wyobrazić i chwilę potem razem z blondynem zaśmiewałam się do łez z tej wizji.
- Nie… nie miałam nigdy różowej sukienki, mama nienawidzi tego koloru- Zaśmiałam się. Po chwili spoważniałam.- Bill… Co teraz będzie… Po tym jak wyjedziesz… Ja będę tutaj, a ty w Niemczech.
     Uśmiech zgasł z twarzy jurora, a dobry nastrój jaki panował przed chwilą, prysł jak banka mydlana.  Westchnął cicho i mocniej mnie objął.
-  Nie wiem. Będę do ciebie dzwonił, codziennie. Na pewno ściągnę ciebie i twoją mamę na odcinki na żywo…- Spojrzał na mnie- Nie chcę, żeby nasza historia tak się skończyła. Chcę być z tobą. I może uznasz to za głupie i mdłe, ale odkąd spotkałem ciebie, jest o wiele lepiej. Nie chcę o tobie zapomnieć, chcę, żebyś była ze mną już na zawsze.
     Przywarłam mocno do jego klatki piersiowej i starłam łzy. Nie chciałam, żeby znowu zobaczył, że płaczę.  Szczególnie po tym co mi powiedział.
-Ja też, nie chcę żeby to się tak skończyło…- Mruknęłam.
     Siedzieliśmy tak długi czas. Kiedy słońce zaczynało zachodzić musieliśmy wrócić do miasteczka. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się, tylko trzymaliśmy za ręce, mocno je ściskając.
     Gdy doszliśmy do ekipy DSDS wszyscy już pakowali swoje rzeczy, a kandydaci wsiadali do autobusu, który miał ich zawieść na lotnisko. Podbiegłam szybko do Lisy i mocno ją objęłam. Płakała.
-Lisa, Lisa… Wszystko będzie OK.- Powiedział do niej i mocno uścisnęłam.
- Wiem, ale… Mimo wszystko…- Wyszlochała.
-Ej- Rzuciłam odsuwając ją i patrząc  na nią. – Masz mój numer telefonu, adres e-mail, adres domu… Nie zgubimy kontaktu… Będziemy pisać, dzwonić… Zobaczysz. A po za tym będę na odcinkach na żywo…– Uśmiechnęłam się.
     Rudowłosa zrobiła to samo i po chwili siedziała w autobusie. Machałam jej, aż pojazd nie zniknął mi z oczu.
-No, mała- Usłyszałam i po chwili zostałam podniesiona wysoko do góry. Pisnęłam zaskoczona i zerknęłam na osobę, która była tego sprawcą.
-Tom!- Zaśmiałam się i mocno objęłam za szyję starszego Kaulitza.- Cieszę się, że mogłam cię poznać- Powiedziałam ściskając go mocno.
- Ja też się cieszę. I cieszę się, że ktoś w końcu usidlił mojego braciszka- Zaśmiał się i pocałował mnie w czoło.- Trzymaj się.
     Postawił mnie na piasku, a chwilę potem zatonęłam w ramionach Mateo. Kto by podejrzewał, że ten facet ma tyle siły?!
-Mateo, bo mnie udusisz- Powiedziałam. Mężczyzna natychmiast poluzował uścisk i spojrzał na mnie.
-Trzymaj się- Usłyszałam.
-Ty też.
     Gdy juror mnie puścił podbiegłam do taty. Chwycił mnie mocno i okręcił w około.
-Szkoda, że mieliśmy tak mało czasu- Mruknęłam mu do ucha.
-Wiem…- Westchnął- Ale będziesz na odcinkach na żywo razem z Sarą więc… Nadrobimy ten czas. Te 17 lat – Zaśmiałam się i mocno objęłam tatę za szyję.- Idź pożegnaj się z Billem. Za raz jedziemy…
     Z westchnięciem zbliżyłam się młodszego Kaulitza, który obserwował mnie z boku. Rozłożył ręce, a ja wbiegłam w nie. Jego silne ramiona kolejny raz oplotły moje plecy.
-Będę tęsknił…- Szepnął.
- Ja też- Mruknęłam czując jak łzy napływają mi do oczu. Obiecałam sobie, ze nie będę płakać….
     Ostatni raz uścisnął mnie i delikatnie musnął moje usta. Zacisnęłam mocno powieki, chcąc zapamiętać dokładnie tą chwilę.
-Muszę iść…
-Uważaj na siebie…
     Stanęłam obok mamy, obejmując się ramionami. Patrzyłam jak czwórka jurorów wsiada do samochodu. Ostatni raz spojrzeli na nas i odjechali…
-Tay, już wszystko dobrze- Usłyszałam szept mamy. Z moich oczy płynęły łzy…
-Wiem, mamo…- Westchnęłam i zamrugałam szybko oczami. Muszę się pozbierać. Czeka mnie jeszcze występ…



*- Ulica Taylor ( wymyślona)




Przepraszam! Naprawdę przepraszam! Wiem, notki nie było baaardzo długo, ale… Najpierw miałam ( i nadal mam niestety) problemy zdrowotne i nie miałam kiedy napisać odcinka. Potem gdy znalazłam trochę czasu… Nie miałam weny i w końcu wpadłam w ‘’próżnię’’ Nie mogłam nic napisać, nic mi nie przychodziło do głowy, dopiero wczoraj po północy mnie oświeciło i szybko napisałam…. Jest teraz… prawie 4… Notkę dodam gdy wstanę, bo mi się oczy zamykają ;) Jeszcze raz was wszystkich przepraszam!
+ Jeśli czytasz= zostaw komentarz

Ten blog powoli dobiega końca… Dlatego zapraszam na nowy, który nie jest związany z Tokio Hotel!!! Jeżeli chodzi o to, to pomysły mi się wyczerpały z nimi w roli głównej xD Mam nadzieję, że się wam spodoba i ogromna prośba: Nie skreślajcie bloga po tym o kim będzie… Do zobaczenia! Zostawcie komentarze :P

Adres bloga znajdziecie Tutaj

piątek, 3 stycznia 2014

Odcinek 17:

Jeszcze nigdy nie pisałam żadnego odcinka przez kilka tygodni. Nie mogłam się na nim skupić, ale w końcu wzięłam się do roboty, czego skutkiem jest poniższy odcinek. W sakli od 0-10 oceniam go na 4,5 .
 Według mnie jest zbyt przewidywalny i... prosty?  Wybiłam się z rytmu, do którego ciężko mi wrócić, a nieprzespana noc daje się we znaki. Cóż, odcinek zostawiam do oceny Wam.    

DEDYKACJA: Dla WSZYSTKICH KOMENTUJĄCYCH!

P.S. Postanowiłam zrobić Wam niespodziankę na nowy rok ( bo jak zwykle nie wyrobiłam się na święta) i zmieniłam szablon. Po rażącej pomarańczy nie ma teraz śladu, a według mnie, biel idealnie tutaj pasuje, nie uważacie?

**********

 Po mojej twarzy spływały kolejne łzy. Podniosłam dłoń, żeby je zetrzeć, ale ubiegła mnie inna- mocniejsza, silniejsza i cieplejsza niż moja. Palce musnęły delikatnie tor spływających łez, a potem jednym, zdecydowanym ruchem starły je. Nie wiedziałam, kto był ich właścicielem, dopóki ów ktoś nie nachylił się nade mną i szepnął:
-Taylor, proszę cię, nie płacz już.
     Bill. Mogłam się tego domyśleć. Tata nie zrobiłby czegoś takiego.
     Pokręciłam głową, zalewając się nowymi łzami. Przed oczami nadal widziałam Seana z uniesioną ręką, a na policzku nadal czułam jego piekącą dłoń. Nie mogłam przestać płakać. Jeszcze nie.
     Do moich uszu doszło ciche westchnięcie, a potem wylądowałam na kolanach blondyna. Oparłam bolący mnie policzek o jego pierś, mocząc jego już i tak mokrą koszulkę. Chłopak nie zaprotestował, wręcz przeciwnie – mocniej mnie objął.
-Seana, już tu nie ma.- Mruknął do mojego ucha- A nawet jeśli, nie pozwolę na to, żeby znowu cię tknął. Jesteś tutaj bezpieczna, rozumiesz? Bezpieczna.
     Skinęłam powoli głową, a łzy powoli przestawały lecieć. Przymknęłam oczy.
-Bill- Odezwałam się. – Możesz zaśpiewać to, co śpiewałeś na plaży?
     Poczułam jak chłopak się uśmiecha i po chwili do moich uszu dotarły słowa piosenki. Była cudowna. Od razu zaczęłam się uspokajać, mój oddech spowolnił, a ja wsłuchiwałam się w tekst. 
     Nagle jedna ręka, obejmująca mnie, zniknęła, a druga delikatnie odsunęła mnie od ciała Billa.
     Otworzyłam oczy i zerknęłam na niego zdziwiona. Kątem oka widziałam, jak blondyn bierze coś ze stolika. Parę sekund później moim ciałem wstrząsnął gwałtowny dreszcz zimna, a ja miałam ochotę odsunąć się od jego źródła.
-Tay, nie- Powiedział Bill stanowczym głosem.- To tylko lód. Chyba nie chcesz mieć siniaka, nie?- Mrugnął do mnie, a ja się uśmiechnęłam. Znieruchomiałam, uważnie obserwując jego oczy.  Patrzyły na mnie z pełnym skupieniem, a w ich wnętrzu można było dostrzec… troskę.
     Lód pomagał. Policzek już tak bardzo mnie nie piekł... Nasze oczy spotkały się. Jego- brązowe, pełne nadziei, obawy i miłości, moje –zielone, pełne lęku, strachu i bólu.
     Jego twarz zaczęła się powoli przybliżać do mojej. Patrzyłam na niego, z jednej strony, chcąc by się pośpieszył, z drugiej zaś, by tego nie robił. Miałam mieszane uczucia, nie wiedziałam co mam zrobić…
     Chłopak zbliżył się do mnie i złożył pocałunek na moim czole. Odruchowo zamknęłam oczy, rozkoszując się tą chwilą, chwilą kiedy jego usta dotykały mojego czoła…
     Po chwili oderwał się ode mnie, jednak ja nie zdążyłam zaprotestować, kiedy kolejny raz mnie pocałował – tym razem w przymknięte powieki.  Westchnęłam cicho pozwalając, mu całować każdy fragment mojej twarzy, w duchu mając nadzieję, że zahaczy o to miejsce, które najbardziej pragnęło jego dotyku.
     Chłopak całował moje policzki, oczy, mój nos, czoło czy brodę, ale nie zbliżył się do moich ust. Raz wodził nosem po moim obojczyku, a to znowu składał pocałunek na czole.
-Bill…- Szepnęłam, gdy przytulił mnie do siebie.
-Ciii!- Powiedział, gładząc mnie po plecach. – Nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził. Nie pozwolę…
     Objęłam go mocniej. W jego ramionach czułam się bezpiecznie.
- Ale już jutro wyjeżdżasz…- Powiedziałam, czując jak w moim gardle staje wielka gula. Chłopak jeszcze mocniej mnie objął.
- Nie…- Pokręcił głową.- Zostajemy jeszcze kilka dni, żeby wszystko pokończyć. Mamy mały poślizg. Potem i tak będziemy mówić, że byliśmy tutaj tylko sześć dni.
      Serce zaczęło mi szybciej bić. Nie wiedziałam, czy to z radości czy… Tak. To było z radości. Uśmiechnęłam się i tym razem to ja pocałowałam Billa. W policzek. Zamarł na chwilę, a potem oboje wybuchliśmy śmiechem.
     Przy blondynie szybko zapomniałam o Seanie. Ból policzka też był do zniesienia, ale mimo to chłopak cały czas trzymał przy nim lód. Nigdy nie sądziłam, że mogę być taka szczęśliwa. Szczególnie w taki dzień.
-Co to była za piosenka, którą śpiewałeś?- Zapytałam czując,  jak oczy mi się zamykają z zmęczenia.
-1000 Meere. Chcesz, żebym ci ją jeszcze raz zaśpiewał?
     Skinęłam głową, a po chwili do moich uszu doszły słowa piosenki. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam w ramionach Billa.

 ***********************

     Stałem w rogu kuchni i uważnie przyglądałem się scenie rozgrywającej się w salonie. Widziałem jak Bill troszczy się o Taylor… Jak ona na niego patrzy.
     Zmarszczyłem brwi. A co jeśli oni są dla siebie stworzeni? Przecież nie mogę im zakazywać się spotykać. Będą to i tak robić – w tajemnicy. Westchnąłem cicho i znów zerknąłem na siedzącą w salonie parę.
      Bill właśnie podnosił Tay i usadawiał ją na swoich kolanach. Dziewczyna płakała.
-Dieter, z łaski swojej, nie podglądaj ich- Usłyszałem i momentalnie się odwróciłem. W kuchni siedział Tom i Mateo, obaj uważnie się mi przypatrywali. W oczach starszego Kaulitza zauważyłem jakiś błysk…
- Ech… Nie mam pojęcia jak na to wszystko zareagować- Mruknąłem odsuwając się od wejścia do kuchni i siadając na wolnym miejscu przy stole.
     Mateo spojrzał na mnie i pokręcił głową.
-Dieter, jeżeli się kochają, to powinieneś im pozwolić być ze sobą.- Zawołał odchylając się od stołu. W jego wzroku można było zauważyć zdezorientowanie. Wygląda na to, że wszyscy zostaliśmy zaskoczeni wyskokiem Seana. I nie tylko tym.
-Wiem, wiem…- Odparłem, patrząc za okno. Słońce już dawno zaszło, a noc mimo wszystko wydawała się jasna.- Mimo wszystko się boję. Taylor jest moją córką i jeżeli Bill ją skrzywdzi…
-Ej!- Przerwał mi Tom- Bill może i wygląda na takiego, którego nic nie rusza, ale on taki nie jest. Człowieku, on nawet muchy nie skrzywdzi, wierz mi! Nikt inny go tak nie zna jak ja!
     Zrezygnowany oparłem głowę na rękach. To wszystko mnie przerastało. Najpierw ten przeklęty reżyser o mało co nie utopił Taylor, potem dziewczyna dowiedziała się o zdradzie swojego chłopaka i o dziecku, które zrobił innej, to teraz została przez niego pobita… Pokręciłem głową. Nastolatka zasłużyła na szczęście. Jeżeli Bill jej takie daje, to proszę bardzo. Nie będę się w to wszystko wtrącał.

     Zerknąłem na siedzącą obok mnie dziewczynę. Była młodsza ode mnie, o kilka lat. Obserwowaliśmy zachód słońca, na wzgórzu za miastem. Delikatnie ją objąłem, a ona położyła swoją głowę na moim ramieniu. Byłem szczęśliwy. Tak cholernie szczęśliwy…
-Co powiedziałaś, swoim rodzicom?- Zapytałem, patrząc jak złote promienie znikają za wzgórzami ustępując miejsca nocy.
-Że zostaję dzisiaj u koleżanki- Odparła poprawiając włosy. Jej ciemne fale radośnie okalały twarz. Wyglądała przepięknie.
- I uwierzyli Ci?- Podniosłem pytająco brew. Ciemnowłosa piękność zaśmiała się kręcąc głową. Zbliżyła powoli swoje usta do moich i je lekko musnęła. Wciągnąłem głęboko powietrze.
-Nadal wątpisz w moją siłę przekonywania, co?- Zachichotała. Zmrużyłem oczy.- Nie patrz tak na mnie! Uwierzyli i niczego nie podejrzewają, czego chcieć więcej?- Odwróciła się w moją stronę i przejechała swoją dłonią po moich włosach.- Dieter, przecież wiesz, że mi zależy. – Powiedziała cicho- Myślisz, że ryzykowałabym nasze… spotkania i powiedziałabym im prawdę? Niech żyją w tej nieświadomości… Nie chcę, żeby się wtrącali.
     Prychnąłem. To takie do niej podobne. Robić coś dla siebie i oszukiwać przy tym innych. Kiedy ona się taka stała?
-Myślisz, że to dobre rozwiązanie? Myślisz, że się nie dowiedzą o tym co robimy?
-Nie ode mnie. Ja im nic nie powiem, nie wiem jak ty, ale podejrzewam, że ty również nic nie powiesz. Nie chcesz afery w mediach…
     Cholera. Miała rację. Gdyby telewizja i prasa się o nas dowiedziały… To byłoby istne piekło!
     Zamknąłem oczy, gładząc dziewczynę po ramieniu. Jak ona to robi, że potrafi postawić na swoim?
-Możesz mi powiedzieć, jak t to robisz, że zawsze postawisz na swoim?- Zaśmiałem się, czując lekkie uderzenie w żebra. – Kocham cię, Saro…
- Ja ciebie też, Dieter- Mruknęła cicho i objęła mnie za szyję…

     Wzdrygnąłem się. Taylor jest taka sama jak Sara. Postawi na swoim i koniec. 
     Otworzyłem oczy i rozejrzałem się. Tom i Mateo trzymali w ręku zimne piwo i radośnie o czymś rozmawiali, co chwila zezując do wnętrza salonu.
     Skrzywiłem się i powoli wstałem. Chwyciłem z blatu szklankę wody i wypiłem ją jednym haustem. Lodowata ciecz otrząsnęła mnie ze wspomnień.
     Chwilę później do kuchni wszedł Bill. W ręku trzymał ściereczkę z kostkami lodu. Zmarszczyłem brwi.
- Zasnęła- Mruknął blondyn nie patrząc na mnie. Siadł na krześle przy stole i rozmasował kark. Westchnął i oparł głowę o ścianę za nim.- Lód nic nie dał. Może nie będzie opuchlizny, ale ręka się odbiła- W jego głosie można było usłyszeć wściekłość.
- Jutro, Taylor musi iść i złożyć zeznania na policji- Powiedziałem opierając się o blat i zakładając ręce na piersi.- I Bill… chcę, żebyś…
-Trzymał się od niej z daleka- Przerwał mi, wkładając ręce do kieszeni- Tak, wiem. Nie musisz się powtarzać Dieter.
     Pokręciłem głową. Czy ten chłopak, zawsze był taki narwany?
- Nie, Bill. Chcę, żebyś jutro z nią tam poszedł. Z daleka widać, że wasza…  eee…. zażyłość…  jest…- Co ja chciałem powiedzieć? Do diabła!- Dobra inaczej- Mruknąłem- Widać, że Was ciągnie do siebie, dlatego najlepiej będzie jak się nią zajmiesz.
     Nie chciałem patrzeć na Kaulitza, który odbił się od ściany i wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem. Wyminąłem go i skierowałem się do salonu.
     Taylor leżała na kanapie, przykryta kocem. Na policzkach nadal było widać ślady łez i czerwony ślad w miejscu, gdzie uderzył ją chłopak.  Podszedłem do dziewczyny i delikatnie pogładziłem ją po głowie. Była taka… bezbronna w czasie snu. Mam nadzieję, że Bill dobrze się nią zaopiekuje.
     Wypuściłem głośno powietrze i wyszedłem z domu.  Trzeba powiedzieć Sarze o tym co się stało…

**********************

-Czy on… Czy on właśnie… - Wykrztusiłem patrząc w ślad za Dieterem.- Czy on  właśnie zgodził się na Tylor i mój związek?- Zapytałem.
-Wygląda na to, że tak- Mruknął Tom i zerknął na zegar. – Nie zmarnuj tego bracie.- Wstał i wyciągnął telefon. Wiedziałem do kogo będzie dzwonił i mimowolnie uśmiechnąłem się. Fajnie jest widzieć szczęśliwego bliźniaka.- Ria? Kochanie, jak minął Ci dzień?- Jego głos powoli się oddalał, a potem usłyszałem tylko trzask zamykanych drzwi.
     Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej i przeczesałem ręką włosy. Co tak nagle zmieniło decyzje Dietera?
-Jutro mamy nagrania, więc radzę, żebyś położył się już spać.- Rzucił Mateo wstając. Chwycił okulary przeciwsłoneczne i wyszedł z kuchni.
     Pokręciłem z niedowierzaniem głową. Jak dużo się dzisiaj wydarzyło. Skierowałem się do salonu, gdzie leżała dziewczyna. Spała.
     Nie mam pojęcia ile czasu tam stałem i wpatrywałem się w nią. Wiedziałem jednak, że z samego rana muszę iść z Tay na policję. A co za tym idzie, trzeba być wsypanym. Westchnąłem cicho i złożyłem pocałunek na czole dziewczyny. Przez chwilę zawahałem, ale… Delikatnie musnąłem jej usta. Smakowały alkoholem. Zmarszczyłem brwi. Wygląda na to, że Taylor musiała zabalować.
     Odsunąłem się od niej i wyszedłem z domu.

***************************

     Promienie słońca przepędziły sen z moich powiek. Niechętnie otworzyłam oczy, zła na siebie, że nie zasunęłam wczoraj wieczorem rolet w oknach, co skutkowało wcześniejszą pobudką. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i ze zdziwieniem stwierdziłam, że nie jestem w swoim pokoju. Zmarszczyłam brwi wpatrując się w telewizor przed sobą. Co ja robię w domu taty?!
     Po chwili przypomniałam sobie wydarzenia z poprzedniego dnia. Masa alkoholu w moim organizmie, rozmowa z Seanem, jego pobicie, znalezienie mnie przez Billa, jego pocałunki… Nieznacznie się uśmiechnęłam, ale zaraz zrzedła mi mina. Tata. Co jeżeli nas widział? Czy Bill ma kolejne kłopoty?
     Powoli zsunęłam się z kanapy, czując delikatny ból w głowie. No tak. Wczorajsza wyprawa do klubu ma swoje skutki. Poczłapałam do kuchni, gdzie chwyciłam butelkę wody. Gdy ją od siebie oderwałam, nie było już połowy. Jęknęłam.
-Weź tabletkę- Usłyszałam za sobą i szybko się odwróciłam. W progu stał Bill opierając się ramieniem o framugę wejścia. Miał na sobie jasne jeansy, wysokie buty na koturnach, czarną bluzkę na ramiączkach i okulary przeciwsłoneczne. – Dobrze wiem, że cię suszy-  Powiedział ściągając okulary i wieszając je na koszulce.- Ile wypiłaś?
     Pokręciłam głową. Po mim ciele przeszedł dreszcz. Wyglądał strasznie… seksownie, co na mnie oddziaływało. Nie mogłam się skupić na niczym innym jak tylko na nim i na jego ciele. Co się ze mną dzieje? Chwila co on mówił?
-Taylor?- Przyjrzał mi się uważnie.- Ile wczoraj wpiłaś?
     Cholera. Ile tego było? Zmarszczyłam brwi… Nie mam pojęcia.
-Nie pamiętam- Wykrztusiłam. Blondyn otworzył szerzej oczy i pokręcił z niedowierzaniem głową.- Chciałam się upić i jak widać nie udało mi się do samego końca.
     Podszedł do mnie i spojrzał w moje oczy. Jego brązowe tęczówki działały na mnie magnetyzująco. Nie mogłam oderwać od niego wzroku.
- Nigdy nie próbuj tego ponownie- Powiedział, a w jego oczach zobaczyłam strach-  Gdyby coś ci się stało… Nie wybaczyłbym tego sobie.
     Skinęłam głową, cały czas go obserwując. Jego twarz zaczęła się zbliżać do mojej. Nie… Nie teraz, nie tutaj…
-Nie- Powiedziałam odsuwając się od niego.- Tata może wejść w każdej chwili… Nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty.
-Dietera tutaj nie ma. Nagrywa jakieś brakujące sceny.- Usłyszałam.- A poza tym wczoraj wyraził zgodę na nasze spotkania.
     Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Mój tata zmienił zdanie? Kiedy? Jak?
     Bill uśmiechnął się i pogładził mnie po policzku. W jego oczach było widać miłość. Ogromna miłość.
     Odrzuciłam wszystkie wątpliwości i rzuciłam się na niego. Z zaskoczenia cofnął się o kilka kroków, ale mocno mnie objął. Chwilę później nasze usta połączyły się w namiętnym i długo oczekiwanym pocałunku.  
     Jego pocałunki były inne niż Seana. Tamte były natarczywe, a te delikatne i pełne miłości.
     Kilka minut później oderwaliśmy się od siebie z uśmiechami. Takie poranki to ja mogę mieć nawet codziennie.
-Musimy iść na policję- Powiedział Bill patrząc na mnie. Znieruchomiałam. Po co?- Żeby złożyć zeznania w sprawie Seana. Dieter chciał, żebym poszedł tam z tobą.
     Zamknęłam oczy na wspomnienie tego co się działo wczoraj. Nie chce więcej widzieć mojego byłego. Nie chcę.
-Twoja mama przyniosła ubrania. Są w salonie.
     Skinęłam głową, wyplątałam się z jego objęć i poszłam się przebrać. Dobry humor natychmiast prysł. Moja mama ma świetny gust, więc nie musiałam się martwić tym, że przyniesie coś, czego nie chciałabym włożyć.
Tak było i tym razem.
     Założyłam jasne rurki, czerwoną bokserkę i na to koszulę w kolorową kratę. Do tego czarne tenisówki i byłam gotowa.

-Chodźmy- Zawołałam i chwyciłam Billa za rękę. Chcę mieć to już za sobą.


*************