środa, 29 stycznia 2014

Odcinek 18:

Odpowiedzi do komentarzy:

Kate: Szczerze powiedziawszy, chciałam mieć jakiś szablon związany z TH, gorzej z jego znalezieniem xD Nie mogę znaleźć żadnej czynnej szablonarni, która na 100% podejmie się tego zadania, a gdy jakaś już jest… To niestety… Ale w grę wchodzi losowanie, a zamówień jest naprawdę sporo, więc nawet nie próbuję :P A sama nie potrafię zrobić jakiegoś sensownego szablonu, próbowałam i wyszły prędzej jakieś karykatury, a nie coś co można pokazać światu :)
Ekipa DSDS była faktycznie 6 dni na Karaibach – tego faktu nie wymyśliłam niestety. Na samym początku miałam pomysł, aby akcja trwała przez cały ich pobyt , ale rozwój wypadków mi nie pozwolił i musiałam troszeczkę podkoloryzować… Albo i nie? Może zostanie te 6 dni?
Ana: Więc…. Zrobiłam to specjalnie. Bill wyjedzie i… co dalej? :D
Vergessen Engel: Hahaha ten pomysł z ciążą nie jest taki zły xD Zobaczę co da się zrobić ;)
Tomuśka: Przepraszam i obiecuję następnym razem będę targać Cię za włosy :D Po prostu nie chciałam być zbyt nachalna. Wiesz, lepiej się nie dopominać niż potem mają mówić ,,Eh, znowu ona! Czego tym razem chce?’’
I oczywiście wpadnę na blog twojej koleżanki!

Więc… troszeczkę się rozpisałam…. I zapraszam na nowy odcinek. Troszeczkę się w nim podziało o.O
Dedykacja dla…. KATE!

P.S. Przeczytaj pogrubiony tekst na końcu odcinka!!!

***********


     Żółtawe światło raziło mnie w oczy. Zasłoniłam je ręką, a po chwili moc żarówki odrobinę się zmniejszyła. Zamrugałam kilka razy, odganiając kolorowe plamki i przyzwyczajając wzrok do ciemności jaka panowała w pomieszczeniu.
     Przede mną stał wysoki mężczyzna. Ręce miał założone na piersi, a nogi skrzyżowane w kostkach. Jednym bokiem opierał się o krawędź brązowego biurka, za którym siedział kolejny mężczyzna. W rękach trzymał kartki i długopis. Oboje uważnie mnie obserwowali.
- Dobrze, Taylor. Może nam opowiesz o tym co się stało?- Zapytał policjant stojący obok mnie. Zamrugałam oczami. Czy nie można mnie było przesłuchać w jakiś… dogodniejszych warunkach? Czuję się jak w jednym z odcinków CSI: Kryminalne zagadki…, kiedy przesłuchiwali kogoś podejrzewanego o zabójstwo.
-Powiedziałam już wszystko.- Mruknęłam zagryzając wargę. O wiele lepiej bym się czuła, gdyby Bill był obok mnie. Kazali mu zostać na korytarzu, bo nie jest wmieszany w sprawę.
-Ale mimo to, chcemy usłyszeć to jeszcze raz- Na twarzy policjanta pojawił się nieśmiały uśmieszek. Pokręciłam głową i westchnęłam. Ile razy będę musiała to dzisiaj powtarzać?!
- Mój były chłopak, Sean pobił mnie na plaży… Starczy?- Warknęłam. Byłam już zmęczona. To była któraś z kolei godzina przesłuchań.- Mogę już iść do domu?
-Nie. –Odpowiedział mężczyzna zza biurka- Opowiedz nam wszystko po kolei, musimy sporządzić protokół…
-To wy go jeszcze nie macie?- Zawołałam z niedowierzaniem.- Przesłuchujecie mnie już kilka godzin! Miałam złożyć tylko zeznania w sprawie pobicia, a wy traktujecie mnie jak kryminalistę!
-Proszę zachować spokój!- Uśmiechnął się stojący policjant- Im szybciej nam opowiesz o tym co się stało, tym szybciej wyjdziesz do domu.
     Zacisnęłam dłonie w pięści. Miałam już tego wszystkiego dość. Ile razy można powtarzać jednego dnia to samo?!
     Odetchnęłam głęboko. Ostatni raz się powtarzam. Koniec.
-Byłam w klubie, gdzie co wieczór mam występ. Śpiewam- Dodałam szybko widząc, jak policjant otwiera usta- Potem przyszedł Sean, który wyprowadził mnie z budynku. Zaczęliśmy się kłócić i wtedy on… podniósł rękę i mnie uderzył. Zaczęłam uciekać w stronę domu mojego taty, gdzie byli wszyscy Jurorzy DSDS. Usłyszeli mój krzyk, więc wybiegli przed dom. Bill strącił ze mnie Seana, a potem zabrał mnie do domu. Koniec.
     Siedziałam w milczeniu. W pokoju można było usłyszeć tylko szuranie pióra po papierze, oraz szelest kartki. Po chwili policjant, który spisywał zeznania, odłożył jedna kartkę i chwycił drugą.
-Twoje imię i nazwisko?
     Przewróciłam oczami. Ile to jeszcze potrwa?!
-Taylor Shay.
-Data urodzenia?
- 5 czerwca 1996rok
-Wiek?
     Sapnęłam. Czy oni nie mogą tego obliczyć?!
-17 lat
-Miejsce zamieszkania?
- Denstreed* 23 Willemstad
- Stan cywilny?
     Znieruchomiałam. Czy on robi sobie ze mnie jaja?
     Policjant spojrzał na mnie, gdy nie odpowiedziałam.
-Stan cywilny?- Powtórzył, patrząc na mnie nagląco.
-Pan na serio, pyta?- Zawołałam przekrzywiając głowę. Jacy kretyni tutaj muszą pracować!
-Tak. Zdziwiłabyś się, gdybyś się dowiedziała o tym ile siedemnastolatek jest już zamężnych… Więc? Twój stan cywilny?
- Panna- Mruknęłam. – Zmarszczył brwi- Nie, nie mam TERAZ chłopaka- Z Seanem już nie byłam, a Bill… Nie poprosił mnie o chodzenie, więc równie mogę powiedzieć, że jestem sama.
- Typ zeznań?
     Pokręciłam głową. Skąd ja mam to wiedzieć?
-Oskarżenie- Wybawił mnie drugi policjant. Miałam serdecznie dość komisariatu. I policjantów.
-Proszę tutaj podpisać…- Mruknął mężczyzna podsuwając mi kartkę z zaznaczonym miejscem do podpisu. Szybko chwyciłam długopis, chcąc jak najszybciej stąd wyjść. Odsunęłam od siebie kartkę i westchnęłam cicho.
-Dziękuję, to wszystko. Możesz iść.- Usłyszałam i zerwałam się z krzesła. Podeszłam do drzwi i chwilę później oparłam się o ścianę koło nich zostawiając za sobą ciemne pomieszczenie.
-Taylor! – Otworzyłam oczy i ujrzałam idącego w moją stronę Billa. Po kilku sekundach stał obok mnie i mocno trzymał. Chyba widział jaka jestem blada. – Wszystko w porządku?
     Skinęłam głową i zaczęłam iść w kierunku wyjścia. Chciałam już stąd wyjść.

********************
     Z głośnym westchnięciem padłam na kanapę w domu mojego taty. Chwilę później poczułam obok siebie drugie ciało.
-Aż tak źle?- Zapytał blondyn.
-Powtarzaj kilka razy tą samą wersję… Oszalejesz- Mruknęłam kładąc głowę na jego ramieniu.
- Spisali wszystko?
     Skinęłam głową. Nie chciałam wracać myślami do komendy policji. Wolałam odpocząć.
     Błogą ciszę przerwał telefon chłopaka wydający niemiły dźwięk dla ucha. Skrzywiłam się i odsunęłam od Billa pozwalając mu, aby na spokojnie odebrał telefon. Spojrzał na ekran i zmarszczył brwi.
-Tak, Tom?- Rzucił bawiąc się moimi włosami. Uśmiechnęłam się i ponownie przywarłam do chłopaka- tym razem do jego klatki piersiowej. Nie musiałam długo czekać, aż chłopak mocno mnie objął.- Tak, jesteśmy w domu Dietera, a co?
     Przekrzywiłam głowę wsłuchując się w rozmowę Kaulitzów. Po co dzwoni Tom?
-CO?!- Zawołał nagle Bill podnosząc się szybko. Nerwowo zaczął chodzić po salonie zataczając kółka wokół stolika. – Ale jak to? Przecież mieliśmy zostać jeszcze kilka dni! Niech nie zmieniają nagle planów, bo nikt nie będzie na to gotowy!
     Zamrugałam oczami. Zmieniono plany? Jakie plany?
- Przecież można coś zrobić, wątpię, żeby uczestnicy się na to zgodzili… Jak to, oni byli poinformowani o wszystkim?!- Twarz Billa wyrażała zaskoczenie pomieszane z wściekłością. Co jest grane?- Czyli wyjeżdżamy dzisiaj?- Mówiąc to blondyn niepewnie spojrzał w moim kierunku. Czułam jak moja twarz blednie.
     Nie. Bill nie może teraz wyjechać! Przecież… Dopiero jesteśmy ‘’razem’’ a teraz mamy… się rozstać?! Nie, nie, nie!
- Rozumiem- Opuścił z zrezygnowaniem ręce i westchnął. – Jasne, będę gotowy. Dzięki Tom.
     Pokręciłam głową. Nie… Proszę, nie! Niech to nie będzie prawda…
-Wyjeżdżasz…?- Pytanie zawisło między nami. Blondyn niepewnie zerknął na moją twarz i podszedł do mnie. Chwycił za ramiona i zajrzał głęboko w oczy.
-RTL zmieniło plany. Uznali, że wszystko jest już nagrane i dzisiaj wylatujemy…- Moje oczy zaszły łzami. Ledwie mogłam tak naprawdę pobyć z kimś, kto był dla mnie ważny, a teraz mamy się rozstać?!- Tay… Nie płacz.- Przytulił mnie. Z moich ust wydobył się cichy szloch- Ej… Będę dzwonił, pisał… Tay… Tay spójrz na mnie- Niepewnie podniosłam głowę i zerknęłam na blondyna.- Nie zapomnę o tobie. Nigdy- Schylił się i delikatnie musnął moje usta.
     Przywarłam do niego chcąc zatrzymać go jak najdłużej. Nie chcę się z nim rozstawać. Nie dzisiaj…
     Bill delikatnie naparł na mnie i opadłam na kanapę. Chłopak całym ciałem leżał na mnie, jedną ręką trzymając pod moją głową, a drugą zaciskając na moim T-Shircie. Z moich oczu nadal płynęły łzy, więc po chwili czułam jak blondyn je scałowuje. Chwyciłam jego koszulę i mocniej do siebie przyciągnęłam. Między nami nie było już ani milimetra wolnej przestrzeni…
     Gdy chłopak na chwilę odsunął się ode mnie, zerknęłam na jego twarz. Była… smutna. On tak samo jak ja musiał przeżywać to co się działo w tej chwili.
-Bill- Szepnęłam obejmując jego twarz.- Kocham cię…
     Chłopak nachylił się i złożył pocałunek na moim czole. Chwile później usłyszałam:
-Ja też, cię kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo…

***********

     Przedzieraliśmy się przez gęsty las, trzymając za ręce. Skoro to miał być nasz ostatni spędzony dzień razem, chciałam, żeby Bill na zawsze go zapamiętał.
     Jakimś cudem udało mi się go wyciągnąć z domu mojego taty i przekonać go, że w lesie nic mu się nie stanie. Ten człowiek całkowicie nie znosił natury!
     Mieliśmy tylko kilka godzin do wylotu. Tom obiecał, że spakuje walizki brata, żebyśmy mogli się sobą nacieszyć. W myślach cały czas byłam przy naszych pocałunkach. Do niczego nie doszło. Ani on, a ni ja nie chcieliśmy tego tak skończyć. Oboje wiedzieliśmy, że nie jesteśmy na to gotowi, i mimo wszystko za mało się znamy.
     Minęłam kamień, gdzie często przesiadywałam z Arią i wyszłam z Billem na wielki klif, skąd można było zobaczyć całe miasteczko i ocean. Zatrzymałam się i zerknęłam na chłopaka.
     Rozglądał się dookoła oniemiały. Chyba nie sądził, że mogło tutaj być takie miejsce. Nikt o nim nie wiedział, oprócz mnie i Arii. No i teraz Billa.
-Podoba ci się?- Zapytałam siadając na ziemi i patrząc na horyzont.
-Tutaj jest… przepięknie- Usłyszałam i mimowolnie się uśmiechnęłam.- Jak znalazłaś to miejsce?- Zapytał siadając obok mnie i obejmując ramieniem.
      Mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.

,,-Raz, dwa, trzy, cztery…- Usłyszałam głośny głos Arii, na którą przypadło kolej liczenia. Ja i inne dzieci bawiłyśmy się w chowanego, dlatego teraz wszyscy się rozbiegli. Nie oglądając się na nikogo, wbiegłam do lasu, będąc przekonana, że to tam znajdę najlepszą kryjówkę.
     Mijałam duże drzewa, krzaczki, rzeczki, ale nadal szłam przed siebie. Coś mnie ciągnęło w głąb lasu. W pewnym momencie zatrzymałam się i nadsłuchiwałam…. Z oddali nie dobiegało do mnie nic. Nawet odgłosy liczenia Arii. To oznaczało jedno: Jestem daleko od nich.
     Uśmiechnęłam się. Teraz miałam stuprocentową pewność, że mnie nie znajdą. Odwróciłam się i poszłam przed siebie zagłębiając się bardziej w las.
     Po kilku krokach, zmęczona oparłam się o kamień, który stał na poboczu. Odetchnęłam głęboko i poszłam dalej. Po chwili drzewa zaczęły się przerzedzać, a ja weszłam na obrośnięty trawą klif. Rozejrzałam się dookoła i zaniemówiłam. Tutaj było przepięknie.
     Usiadłam na środku i wpatrywałam się w horyzont. Nareszcie czułam się… wolna i szczęśliwa. To miejsce było inne niż wszystkie mi znane. W tamtych panował ciągły ruch, a tutaj spokój i harmonia.
     Zamknęłam oczy pozwalając słońcu, aby oblał mnie swoimi promieniami. Było tak spokojnie…
Po jakimś czasie usłyszałam jak coś wychodzi z lasu za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam malutkiego lisa. Stanął na krańcu i spojrzał na mnie, jakby nie spodziewał się tutaj nikogo zobaczyć.
-Chodź, do mnie…- Powiedziałam powoli wyciągając rękę w kierunku zwierzątka. Cofnęło się kilka kroków i pobiegło w las.
     Ponownie odwróciłam się w kierunku słońca i zamknęłam oczy. Miałam gdzieś zabawę w chowanego. Leżenie tutaj było o wiele lepsze niż ganianie za innymi.
     Nie wiem ile spędziłam tam czasu, ale gdy wyszłam z lasu słońce było już za horyzontem. W podskokach pobiegłam do domu, gdzie czekała na mnie już mama. Gdy tylko mnie zobaczyła odetchnęła z ulgą.
-Taylor- Zawołała podbiegając do mnie. – Tak bardzo się o ciebie martwiłam… Aria powiedziała, że bawiliście się w chowanego, ale nie mogła cię znaleźć…
- Tak, schowałam się w lesie- Mruknęłam zaglądając poza ramieniem mamy do kuchni. Chyba czułam pączki…
-Nigdy więcej tak nas nie strasz, dobrze? Myślałam, że cię już nie znajdą!- Mama mocno mnie przytuliła i zaprowadziła do kuchni. Mój węch mnie nie zawiódł. W kuchni faktycznie były pączki.
-Jedz, Tay, a potem spać!
     Skinęłam głową i chwyciłam ciepłe ciasto…’’

     Zamrugałam oczami. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że opowiadam tę historię na głos. Zerknęłam na twarz Billa. Był rozmarzony. Po chwili wybuchł śmiechem.
-Co cię tak bawi?- Zapytałam marszcząc brwi.
- Wyobraziłem sobie ciebie jako małą dziewczynkę. No wiesz- Pokręcił głową patrząc na mnie z błyskiem w oku- Ubrana w różową sukienkę, z dwoma kucykami przewiązane różową wstążką i trzymająca w dłoni kolorowego lizaka….
     Spróbowałam to sobie wyobrazić i chwilę potem razem z blondynem zaśmiewałam się do łez z tej wizji.
- Nie… nie miałam nigdy różowej sukienki, mama nienawidzi tego koloru- Zaśmiałam się. Po chwili spoważniałam.- Bill… Co teraz będzie… Po tym jak wyjedziesz… Ja będę tutaj, a ty w Niemczech.
     Uśmiech zgasł z twarzy jurora, a dobry nastrój jaki panował przed chwilą, prysł jak banka mydlana.  Westchnął cicho i mocniej mnie objął.
-  Nie wiem. Będę do ciebie dzwonił, codziennie. Na pewno ściągnę ciebie i twoją mamę na odcinki na żywo…- Spojrzał na mnie- Nie chcę, żeby nasza historia tak się skończyła. Chcę być z tobą. I może uznasz to za głupie i mdłe, ale odkąd spotkałem ciebie, jest o wiele lepiej. Nie chcę o tobie zapomnieć, chcę, żebyś była ze mną już na zawsze.
     Przywarłam mocno do jego klatki piersiowej i starłam łzy. Nie chciałam, żeby znowu zobaczył, że płaczę.  Szczególnie po tym co mi powiedział.
-Ja też, nie chcę żeby to się tak skończyło…- Mruknęłam.
     Siedzieliśmy tak długi czas. Kiedy słońce zaczynało zachodzić musieliśmy wrócić do miasteczka. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się, tylko trzymaliśmy za ręce, mocno je ściskając.
     Gdy doszliśmy do ekipy DSDS wszyscy już pakowali swoje rzeczy, a kandydaci wsiadali do autobusu, który miał ich zawieść na lotnisko. Podbiegłam szybko do Lisy i mocno ją objęłam. Płakała.
-Lisa, Lisa… Wszystko będzie OK.- Powiedział do niej i mocno uścisnęłam.
- Wiem, ale… Mimo wszystko…- Wyszlochała.
-Ej- Rzuciłam odsuwając ją i patrząc  na nią. – Masz mój numer telefonu, adres e-mail, adres domu… Nie zgubimy kontaktu… Będziemy pisać, dzwonić… Zobaczysz. A po za tym będę na odcinkach na żywo…– Uśmiechnęłam się.
     Rudowłosa zrobiła to samo i po chwili siedziała w autobusie. Machałam jej, aż pojazd nie zniknął mi z oczu.
-No, mała- Usłyszałam i po chwili zostałam podniesiona wysoko do góry. Pisnęłam zaskoczona i zerknęłam na osobę, która była tego sprawcą.
-Tom!- Zaśmiałam się i mocno objęłam za szyję starszego Kaulitza.- Cieszę się, że mogłam cię poznać- Powiedziałam ściskając go mocno.
- Ja też się cieszę. I cieszę się, że ktoś w końcu usidlił mojego braciszka- Zaśmiał się i pocałował mnie w czoło.- Trzymaj się.
     Postawił mnie na piasku, a chwilę potem zatonęłam w ramionach Mateo. Kto by podejrzewał, że ten facet ma tyle siły?!
-Mateo, bo mnie udusisz- Powiedziałam. Mężczyzna natychmiast poluzował uścisk i spojrzał na mnie.
-Trzymaj się- Usłyszałam.
-Ty też.
     Gdy juror mnie puścił podbiegłam do taty. Chwycił mnie mocno i okręcił w około.
-Szkoda, że mieliśmy tak mało czasu- Mruknęłam mu do ucha.
-Wiem…- Westchnął- Ale będziesz na odcinkach na żywo razem z Sarą więc… Nadrobimy ten czas. Te 17 lat – Zaśmiałam się i mocno objęłam tatę za szyję.- Idź pożegnaj się z Billem. Za raz jedziemy…
     Z westchnięciem zbliżyłam się młodszego Kaulitza, który obserwował mnie z boku. Rozłożył ręce, a ja wbiegłam w nie. Jego silne ramiona kolejny raz oplotły moje plecy.
-Będę tęsknił…- Szepnął.
- Ja też- Mruknęłam czując jak łzy napływają mi do oczu. Obiecałam sobie, ze nie będę płakać….
     Ostatni raz uścisnął mnie i delikatnie musnął moje usta. Zacisnęłam mocno powieki, chcąc zapamiętać dokładnie tą chwilę.
-Muszę iść…
-Uważaj na siebie…
     Stanęłam obok mamy, obejmując się ramionami. Patrzyłam jak czwórka jurorów wsiada do samochodu. Ostatni raz spojrzeli na nas i odjechali…
-Tay, już wszystko dobrze- Usłyszałam szept mamy. Z moich oczy płynęły łzy…
-Wiem, mamo…- Westchnęłam i zamrugałam szybko oczami. Muszę się pozbierać. Czeka mnie jeszcze występ…



*- Ulica Taylor ( wymyślona)




Przepraszam! Naprawdę przepraszam! Wiem, notki nie było baaardzo długo, ale… Najpierw miałam ( i nadal mam niestety) problemy zdrowotne i nie miałam kiedy napisać odcinka. Potem gdy znalazłam trochę czasu… Nie miałam weny i w końcu wpadłam w ‘’próżnię’’ Nie mogłam nic napisać, nic mi nie przychodziło do głowy, dopiero wczoraj po północy mnie oświeciło i szybko napisałam…. Jest teraz… prawie 4… Notkę dodam gdy wstanę, bo mi się oczy zamykają ;) Jeszcze raz was wszystkich przepraszam!
+ Jeśli czytasz= zostaw komentarz

Ten blog powoli dobiega końca… Dlatego zapraszam na nowy, który nie jest związany z Tokio Hotel!!! Jeżeli chodzi o to, to pomysły mi się wyczerpały z nimi w roli głównej xD Mam nadzieję, że się wam spodoba i ogromna prośba: Nie skreślajcie bloga po tym o kim będzie… Do zobaczenia! Zostawcie komentarze :P

Adres bloga znajdziecie Tutaj

7 komentarzy:

  1. Jak moglas ich rozdzielic? Az sie poplakalam co mi sie nigdy nie zdarza ale to chyba powd tego ze scena koncowa przypominala o mnie i moim mezu :) jak mozesz juz konczyc nie rob mi tego :(:(:(:( Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  2. EXTRA.!! Szkoda że już koniec niedługo. Notka czaderska <3 Pozdrawiam i życzę weny w nowym blogu. ;) Und auffordern bis mich (nwm czy dobrze ale chyba tak xD) : http://billundichfurimmerjetzt.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. EXTRA.!! Szkoda że już koniec niedługo. Notka czaderska <3 Pozdrawiam i życzę weny w nowym blogu. ;) Und auffordern bis mich (nwm czy dobrze ale chyba tak xD) : http://billundichfurimmerjetzt.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego??? Dlaczego ty mi to robisz ???!!!
    Najpierw rozdzieliłaś Billa i Taylor ,a pod koniec dowiedziałam się,że zbliżamy się do końca tego bloga...
    Ledwo zaczełaś pisać,a już musisz kończyć?? Jestem oburzona tym faktem i będę fochnięta ooo ale i tak czekam na nexta z niecierpliwością
    pozdrawiam i życzę dużo wenny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu komentuję! Mam problemy z komputerem, więc dlatego mam wielkie opóźnienia związane z nadrabianiem blogów. Ale już jestem i komentuję.
    Podobał mi się ten odcinek i nawet nie chcę słyszeć o tym, że ta historia dobiega końca! Bardzo lubię tego bloga. Ale skoro trzeba, to trzeba. Na Twojego nowego bloga postaram się zajrzeć, chociaż nie przepadam za opowiadaniami o One Diretcion (sądząc po szablonie to właśnie o nich będzie twoja nowa historia). Nie przepadam za tym zespołem.
    Ten odcinek był bardzo smutny! Szkoda, że DSDS musi wyjeżdżać! Jestem ciekawa, jak będzie funkcjonował związek Billa i Taylor. Oby przetrwał, ponieważ związki na odległość nie zawsze są tak silne, aby przetrwać rozłąkę. Będę trzymać za nich kciuki.
    Czekam na następny rozdział i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. One Direction! :D Nie przepadam za nimi i sama nazwa wywołuje pobłażliwy uśmiech na mojej twarzy, ale być może jakoś przez nich przebrnę, z ciekawości i z nadzieją, że kiedyś jeszcze wrócisz do Tokio Hotel - nie ma jednak co się spodziewać, że będę tak rozentuzjazmowana jak tutaj :P
    Uczepiłam się tych sześciu dni, ale nie dają mi one spokoju: nie wierzę, że ktoś taki jak Bill byłby w stanie oddać swoje serce w niecały tydzień, no po prostu. Powiedzenie komuś, że się go kocha, dojrzewanie do tych słów, często trwa tygodnie, miesiące... Ale nie dni. Dla mnie takie wyznania są po prostu przekłamane. Chociaż... może? Może Bill wcale jej nie zaprosi i okaże się, że próbował wykorzystać sytuację, licząc na to, że Taylor odda mu się na klifie? :D Zły Kaulitz to też dobry motyw!
    Szkoda, że już kończysz z tym opowiadaniem, bo dobrze się je czytało. Do następnego rozdziału (ostatniego już...?)! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nieeee :C Ja nie chcę końca tego opka! Płakać mi się zachciało jak on wyjeżdżał.
    Super odcinek. www.thbookpicture.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń