**********
Telefon kolejny raz upadł na podłogę. Schyliłam się, aby go podnieść i kolejny raz zaczęłam go podrzucać. Mój wzrok uważnie obserwował krajobraz za malutkim okienkiem, ale oprócz chmur nie było tam nic ciekawego. Westchnęłam i spojrzałam na siedzącą obok mnie Rię.
- Przypomnisz mi jeszcze raz, dlaczego tutaj jesteśmy?- Zapytałam kładąc nogi na siedzenie przede mną. Plusy posiadania prywatnego samolotu... Wprawdzie nie jest on mój, chociaż ze spokojem mogłam sobie na to pozwolić, ale trzeba było zachować jakieś pozory. Samolot należał do zespołu Tokio Hotel. Mieli podróżować nim na swojej trasie koncertowej.
- Ponieważ, tylko my mogłyśmy na tę chwilę opuścić Stany...- Wyjąkała kobieta. Mimo, że między nami było dwanaście lat różnicy, świetnie się dogadywałyśmy. Traktowałam ją jak straszą siostrę, wiedziałam, że mogłam do niej przyjść z każdym problemem, a ona mi nie odmówi pomocy.- Uduszę Toma...
Uśmiechnęłam się. W całym swoim osiemnastoletnim życiu nie widziałam tak pokręconej pary jak Ria i Tom. Mimo, że to ona była starsza od swojego chłopaka o jakieś... pięć lat to straszy Kaulitz dominował w tym związku... I kto mi teraz powie, że dominacja nie jest naturalną cechą mężczyzny co?
- Hej, spokojnie. - Szturchnęłam ją w bok.- To tylko jeden, góra dwa dni, a potem wracamy do LA.- Zaśmiałam się.- Ciekawe, jak to będzie wyglądało podczas trasy... Znając życie Bill będzie nam ''rozkazywał'' przez internet i telefon...
To właśnie Bill był naszym ''szefem''. Starał się robić wszystko, aby nam pomóc i ponieść jak najmniejsze koszty. Mimo, że on i Tokio Hotel dopiero zaczynali w świecie... No trzeba to w końcu powiedzieć na głos: w świecie przestępczym, to mimo wszystko radzili sobie bardzo dobrze. Mieli dobrą intuicję, wiedzieli komu mogą ufać, a komu nie, przez co nie dali się złapać w pułapki na samym początku.
- Ty robiłabyś to samo, gdybyś musiała wyjechać na kilka miesięcy...- Mruknęła wachlując się gazetą.- Ile jeszcze mamy lecieć?
- Za chwilę lądujemy, proszę zapiąć pasy- Oznajmiła stewardesa podchodząc do nas. Pokiwałyśmy głowami i czekałyśmy na lądowanie. Po kilku minutach odpięłyśmy pasy, kierując się do wyjścia z samolotu dziękowałyśmy pilotom za podróż.
Na lotnisku szybko przeszłyśmy odprawę, nasunęłyśmy kaptury na głowy, aby nikt nas nie rozpoznał i wyszłyśmy przed budynek. Złapałyśmy najbliższą taksówkę i poprosiłyśmy, aby zawiózł nas do hotelu.
-Zadzwonię do Billa- Rzuciłam wyciągając telefon z torebki. Wybrałam numer blondyna i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo?- Usłyszałam po kilku sygnałach.- Człowieku, czy ty wiesz, która jest godzina?- Mruknął.
Spojrzałam na zegarek w taksówce.
-Jakaś pierwsza po południu...- Mruknęłam obserwując krajobraz za oknem. Obok mnie Ria, również rozmawiała przez telefon, najprawdopodobniej z Tomem.- Doleciałyśmy do Niemiec i jedziemy teraz do hotelu.
- Dobrze...- Kaulitz momentalnie się rozbudził.- Macie adres Dietera, tak?
Skinęłam głową, a po chwili wymierzyłam sobie mentalnego kopa w dupę. Olivia, Kaulitz cię nie widzi!
- Tak, mamy.-Zaśmiałam się.- Wszystko pod kontrolą. Gdy porozmawiamy z Sarą i Dieterem zadzwonimy do ciebie.
- Czekam.- Powiedział i zakończył połączenie. Wrzuciłam telefon do torby i oparłam się o siedzenia. Zerknęłam przelotnie na kierowcę. Wydawał mi się dziwnie znajomy... Skądś go kojarzyłam, tylko skąd? Zmarszczyłam brwi zastanawiając się. Jego sylwetka była dobrze zbudowana, pod koszulą widać było dokładny zarys jego mięśni... Prawą dłoń zdobył tatuaż... Gdzie cię już widziałam, kolego?
- Trzydzieści dwa euro i dwadzieścia centów- Odezwał się zatrzymując pod hotelem. Boy hotelowy natychmiast podbiegł, otworzył bagażnik i zabrał nasze walizki. Szybko podałam mężczyźnie pięćdziesiąt euro.
-Reszty nie trzeba- Zawołałam wysiadając z auta. Zatrzasnęłam drzwi i razem z Rią ruszyłyśmy w stronę głównego wejścia. Zameldowałyśmy się, odebrałyśmy klucz do pokoju i ruszyłyśmy na piętro.- Nie wiem czemu, ale ten kierowca z taksówki wydawał mi się dziwnie znajomy...- Mruknęłam do dziewczyny.
Wzruszyła ramionami i otwarła drzwi. Boy szybko wniósł nasze bagaże i równie szybko znikł. Pokręciłam głową zamykając za nim drzwi.
- OK. Mamy jakieś pół godziny na odświeżenie się, a potem ruszamy dalej!- Usłyszałam i jęknęłam. Sądziłam, że będziemy miały trochę więcej czasu...
Z westchnięciem podeszłam do walizki, chwyciłam swoją kosmetyczkę i zamknęłam się w łazience. Zrzuciłam przepocone ubrania po podróży i wskoczyłam pod prysznic. Dokładnie umyłam swoje ciało jak i włosy po czym szybko się wytarłam. Wyciągnęłam z kosmetyczki prostownicę do włosów, podłączyłam ją, a w między czasie wróciłam do pokoju chcąc wybrać sobie jakieś ubrania. Po chwili mój wybór padł na szarą bluzę z napisem, czarne rurki, tego samego koloru buty, szarą czapkę i czarny lakier do paznokci.
Wracając do łazienki zahaczyłam o kuchnię skąd wzięłam nożyczki, aby podciąć końcówki włosów. Szybko wyprostowałam włosy, spryskałam je lakierem i ubrałam się w wybrany komplet. Zadowolona opuściłam pomieszczenie, a po mnie weszła tam Ria.
Po piętnastu minutach opuściłyśmy pokój i wyszłyśmy przed hotel. Ria złapała taksówkę, podałyśmy adres i... czekałyśmy. Po dość długiej jeździe podjechałyśmy pod duży dom. Podziękowałam kierowcy i skierowałam się w stronę frontowych drzwi. Nacisnęłam dzwonek...
Kilka sekund później drzwi otworzyły się z rozmachem, a w nich stanął Dieter Bohlen. Wpatrywał się w nas beznamiętnym spojrzeniem.
-Ria? Co ty tu robisz? I kim ona jest?- Zapytał wskazując na mnie.
-To Olivia, przyjaciółka Taylor. Musimy porozmawiać z Sarą...- Odpowiedziała szybko kobieta. Mężczyzna spojrzał na mnie z bólem w oczach i wpuścił nas do środka. W salonie na kanapie siedziała wysoka kobieta z długimi ciemnymi włosami. W pierwszej chwili miałam wrażenie, ze to Taylor, ale kiedy kobieta podniosła na nas wzrok, zrozumiałam, że to jej matka. Były tak do siebie podobne...
- Słucham?- Rzuciła, uważnie nas obserwując. Jej twarz miała wiele zmarszczek, a oczy były smutne. Zamknęła oczy. Nie chciałam na to patrzeć.
- Chodzi o Pani córkę...-Zaczęła Ria. - Chcemy rozwiązać sprawę z jej wypadkiem, a do tego potrzebna nam jest rzecz, którą najprawdopodobniej ma Pani...
Matka Taylor spojrzała na nas ze zdziwieniem pomieszanym z bólem. Westchnęła głośno i chwyciła kubek stojący na stoliku przed nią.
-Co to jest za rzecz?- Zapytała.
-Pamiętnik Taylor- Powiedziałam cicho. Reakcja matki była natychmiastowa. Kubek w jej dłoniach zaczął drżeć, po czym wypadł z jej dłoni rozbijając się na kilka części. Dieter natychmiast rzucił się, aby pozbierać szkło.
-Po co wam on?- Zapytała słabo zaciskając dłonie w pięści...- Zostawcie to... Zostawcie ją w spokoju. Dlaczego nie dacie jej w spokoju spoczywać?!- Krzyknęła.- Wszyscy coś chcą. Chcą jej rzeczy, ale obiecałam, że nikomu ich nie dam.
Wymieniłam z Rią zaskoczone spojrzenie. Kto jeszcze chciałby jakieś rzeczy Taylor?
- Czyli ma Pani ten pamiętnik?- Ria podeszłą do kobiety i spojrzała w jej oczy.
-Mam, ale wam go nie dam.- Usłyszałam. Zamknęłam oczy. Bez pamiętnika nie ruszymy ani kroku dalej. Szczególnie teraz, kiedy ''Fear'' siedzi nam na ogonie.
- Dlaczego?- Wyrwało się z moich ust.
- Bo to należało do niej. Nikt oprócz niej, nie ma prawa tego czytać...- Załkała.
- Idźcie już...- Powiedział Dieter i usiadł obok kobiety. Ona nadal cierpiała po stracie swojej córki. Mimo, że minęło już pół roku...
Zrezygnowane opuściłyśmy dom Bohlena i wsiadłyśmy do taksówki. Nie miałyśmy nic.
- Musimy go zdobyć...- Powiedziałam cicho, aby kierowca nas nie usłyszał.
- Wiem. Zrobimy to, dzisiaj w nocy.- Odparła czerwonowłosa.
Spojrzałam na nią pytająco. Uśmiechnęła się.
-Włamiemy się do ich domu....- Szepnęła.
Uups. Chyba moje towarzystwo źle na nią wpłynęło.
*******